wtorek, 29 lipca 2014

Dzień jedenasty.Jaskinie, góra Enos i najpiękniejsza plaża Grecji-Zatoka Mirtu (Myrtos).

Koniec plażowania, czas na zwiedzanie Kefalonii! To duża, górzysta, wyspa z 250km wybrzeża, największa wyspa Archipelagu Jońskiego i szósta co do wielkości w Grecji. Wynajęliśmy więc samochód na dwa dni-zrobiliśmy powtórkę z rozrywki i podobnie jak na Lefkadzie wybraliśmy dziewięcioosobowego Fiata Skudo- fajnie się nam podróżuje jednym autem.





Plan dnia zakładał zwiedzanie najbardziej sztandarowych atrakcji wyspy- jaskiń, słynnej Zatoki Myrtos i najwyższego szczytu wyspy- góry Enos.Bez pośpiechu, plan został zrealizowany z nawiązką, którą była nie turystyczna atrakcja w postaci kolacji w górskiej wioseczce Pulata w centralnej części wyspy. Jaskinia Drongarati ma swój urok. Liczy ponoć ponad milion lat, a odkryto ją ponad trzy wieki temu, gdy potężne trzęsienie ziemi odsłoniło do niej wejście.To jedyna jaskinia w Grecji, w której odbywają się koncerty. W Komnacie Zachwytów koncertowała m.in. Maria Callas i Luciano Pavarotti- akustyka jest naprawdę fenomenalna a do tego panuje przyjemny chłód. Obok jaskini znajduje się sympatyczna kawiaria z basenem- to rozwiązanie w postaci knajp z własnymi basenami Grecy powinni opatentować-sprawdza się w tych warunkach doskonale.









Z folderów reklamujących Kefalonię wydawać by się mogło, że ciekawsza jest Jaskinia Melissani, ze słynnym podziemnym jeziorkiem, po którym pływa się łódką. W rzeczywistości jest to niezła turystyczna ściema- w zeszłym roku we Włoszech też daliśmy się przewieźć łódeczką po podobnej grocie, widocznie to już taka tradycja.W każdym razie rzecz nie warta 7 EUR. Jedyną ciekawostką jest fakt, że woda do jaskini dopływa podziemnym kanałem aż z Argostoli, mamy więc tu mieszankę wód gruntowych i morskich a sympatycznym akcentem okazał się nasz przewoźnik-dowcipny, młody Grek, który wpadł w oko dziewczynkom.










Mimo obaw, czy nasz Fiad Skudo jest w stanie dojechać pod
szczyt góry Enos ( Aenos) decydujemy się na tą przyjemną wycieczkę. Na sam szczyt ( 1628 m n.p.m.) prowadzi skalista droga, która później przechodzi w wąską ścieżkę z prowizorycznymi schodkami- pokonanie tego 1, 5km w japonkach i sandałkach stanowi nie lada wyczyn-:) Normalnie z góry rozciąga się cudowny widok, dziś niebo jest zachmurzone, ale za to panuje przyjemny chłód i po raz pierwszy w życiu doświadczamy uczucia spacerowania wśrod chmur, czy może raczej ponad nimi- Zuza twierdzi, że skraplają jej się na ramionach. Cudowna wycieczka!













Warto, mimo krętej drogi, którą trzeba pokonać ustępując pierwszeństwa na drodze stadom kóz.








Po południu udajemy się na Plażę Myrtos, w czasie, gdy cały tłum zdążył już ją opuścić- nie ma problemów z parkowaniem, o których czytałam w przewodniku. Zatoka ta pojawia się na prawie wszystkich greckich folderach turystycznych, przez wielu uważana jest za najpiękniejszą plażę nie tylko na Kefalonii, ale i całej Grecji. Sławę przyniósł jej film „Kapitan Corelli”, bo to właśnie tu nakręcono najbardziej romantyczne sceny rozgrywające się między Penelopą Cruz a Nicolasem Cage’m. Jest faktycznie niezwykle fotogeniczna, pięknie wygląda z góry. Mimo, że jest bardzo kamienista podoba się dzieciom- zaklinają Posejdona obiecując mu, że już nie będą taplać się w hotelowym basenie, byle tylko sprawił, że fale będą większe- i są! Dyskusyjne jest, czy to najpiękniejsza plaża jaką widzieliśmy na Jońskich Wyspach- do serca chyba najbardziej przypadła nam plaża Milos na Lefkadzie. Jutro w planach odwiedziny innych plażowych perełek, konkurs na miss plaż jońskich trwa więc nadal.












W drodze powrotnej do hotelu zbaczamy do małej wioseczki Poulata. Rezydentka Gosia poleciła nam lokalną tawernę Robolis, miejsce gdzie nie zaglądają turyści i na pewno nie powinni zaglądać wegetarianie. Mamy wątpliwości czy to na pewno Robolis,bo w menu grecką cyrylicą nazwa brzmi chyba inaczej, ale właścielka przynosząc nam wino tłumaczy na migi, że to wino gratis od Robolisa, poza tym w wiosce nie ma żadnej innej knajpy. Tawernę prowadzi wąsaty Grek-komunista, który gdy dowiaduje się, że jesteśmy z Polski informuje nas że słyszał o Wałęsie ( not good, obalił komunizm) i o Lechu Poznań ( good, jest fanem piłki nożnej). Takiego doświadczenia brakowało mi do listy wrażeń z wakacji- lokalnego kolorytu kolacji zjedzonej w takim miejscu. Z uwagi na moich wszystkich wegetariańskich przyjaciół oszczędzę opisów-:)
Jutro cześć dalsza zwiedzania wyspy autem.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz