wtorek, 22 lipca 2014

Dzień piąty. Zwiedzanie wyspy autem.


Od rana zamiast dwóch aut wypożyczamy z Green Motion dziewięcioosobowego Fiata Scudo ( 130 EUR/dzień + 20 EUR paliwo) i wyruszamy na północ wyspy. Lefkada jest naprawdę mała, można bez większych problemów zwiedzić ją w ciągu jednego dnia. Główne drogi (dwie-:) są dość szerokie, poruszamy się więc bez problemów nawet większym autem a jest zabawniej, można sobie wspólnie pośpiewać i potrzebujemy każdorazowo znaleźć tylko jedno miejsce do parkowania.




Pierwszy dłuższy postój robimy w stolicy-mieście Lefkada, położonym blisko grobli, która łączy wyspę ze stałym lądem. Miasto bardzo ucierpiało w czasie trzęsienia ziemi w 1948 r. Zniszczenia nie dotknęły jedynie kilku kościółkow w stylu włoskim. Lefkada ma specyficzny styl architektoniczny. By zapobiec skutkom ewentualnych przyszłych katastrof domy odbudowano tylko do drugiego piętra, które jest przeważnie drewniane. Przy wąskich uliczkach stoją jaskrawo pomalowane budynki, często obłożone blachą falistą. Mimo nowoczesnego charakteru i greckiego chaosu, ma coś w sobie-szczególnie okolice przystani oraz gwarnej ulicy Mela są bardzo sympatyczne.

Lekfada:















Po przerwie na cudownie ożeźwiające cafe fredo bez trudu trafiamy do pobliskiego klasztoru Feneromeni. To w zasadzie wątpliwa atrakcja, choć z drogi roztacza się wspaniała panorama miasta i laguny.




Na lunch zatrzymujemy się korzystając z rekomendacji Marcina w Ajos Nikitas. Ta dawna wioska rybacka jest obecnie stanowczo najpiękniejszą i najbardziej elegancką miejscowością na wyspie. Miejsce jest przeurocze, choć trochę mało greckie-przypomina bardziej jakąś ukwieconą małą miejscowość na Lazurowym Wybrzeżu. Koniecznie trzeba spróbować wyśmienitych owoców morza w jednej z rybnych tawern- ceny są dużo niższe niż w Nidri.






Wahamy się, którą plażę wybrać na popołudniową sjestę- najbardziej popularna Kathisma przegrwa w końcu z dziką plażą Milos. Dojście do Milos jest karkołomne i zajmuje pewnie z 30 minut marszu stromą ścieżką na przemian w górę i dół, ale było warto! Cudowne widoki i fale podobne do tych z plaży Porto Katsiki. Nie ma tam nic prócz piasku i wody, co ma oczywiście swoje minusy, ale nie zauważamy ich w czasie tych dwóch cudownych godzin, które tam spędzamy.






Tylko resztki rozsądku, bo z pewnością nie chęci, każą nam w końcu znowu zapakować się do samochodu i wyruszyć dalej. Początkowo planujemy zobaczyć wszystkie miejsca rekomendowane przez Marcina, ale robi się późno i decydujemy się tylko na odwiedzenie „stolicy” centralnej, górskiej Lefkady- największego miasteczka o nazwie Karia.


By tam dotrzeć tradycyjnie musimy zaliczyć emocjonującą wycieczkę po górach, tym bardziej,że zapala nam się kontrolka paliwa. Adrenalina troszkę nam się podnosi, gdy okazuje się, że w tym sympatycznym i największym w regionie miasteczku nie ma stacji benzynowej. Najbliższa znajduje się w Lazarata, gdzie na szczęście docieramy bez przygód i tak tuż przed zmrokiem wracamy szczęśliwe do Nidri. Był to niezwykle sympatyczny dzień, dokładnie taki, jak lubię-:) Jeśli uda się na jutro wypożyczyć auto to w moich planach jest wycieczka w głąb lądu, aż do Janiny, stolicy Epiru ( 120km), choć udało mi się namówić na nią jedynie Macieja.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz